Byliśmy z kotkiem, Gagą i Łozbiszem we Wrocławiu... przykro mi to mówić - nie ma właściwie co się rozwodzić nad tym miastem poza ślicznym rynkiem i knajpą Spiż na nim - piwko + kanapeczka ze smalcem. Troszkę się zawiedliśmy bo w sumie nie wiem czego się spodziewaliśmy ale chyba zdecydowanie ładniejszego miasta.
I znowu! Jak cały Dizzy Daizy długi i szeroki tak my dostaliśmy najbardziej śmierdzący pokój ze wszystkich... mieliśmy przyjemność gościć w męskiej części akademika - to może dlatego - całe szczęście hostel był bardziej pusty niż pełny i miły Pan pozwolił nam zmienić pokój... jak wszedł sam się przekonał o walorach zapachowym powierzonej nam miejscówki :)
łażenie po Wrocławiu było dość męczące ale za to przesiadywanie w ogródkach rekompensowało ból nóg. Suma summarum: Wrocław gdyby nie miłe towarzystwo adoracji zaliczony byłby do miast beznadziejnych choć architektonicznie ciekawych.