No w końcu! Po godzinie jazdy szalonych 48 km (tak się jeździ w Norwegi), możemy w końcu odpocząć. Brat już jest, mieli jak by nie było, lepsze połączenie z Amsterdamu bo do Oslo-Gardenmoen a to połowa drogi z tej do Sandefjord. I tak w sumie nie było, źle. Jak ktoś chce tam lecieć i jego celem jest Oslo to 1h45 min i z pod samego lotniska docierasz do samego centrum Oslo. Koszt połączenia tez przystępny więc nie taka ta Norwegia droga i wielka jak ją rysują.
Askim to miasteczko kilkunastotysięczne. Powierzchnia za to jest duża - mają miejsce to co się będą ściskać :) Po przywitaniu i jedzonku zmyliśmy się od razu na miasto - na co czekać! Do tego "Holendrzy" w przeciwieństwie do nas przylecieli tylko na 2 dni więc chcą coś zobaczyć.
Poleźliśmy zatem do centrum, piątek wieczór a tam pustki... Masakra - wszystko zamknięte, na drodze pusto, na chodnikach pusto... wszędzie pusto. Zrobiliśmy ogląd Norweskiego klimatu i już wymęczeni do domciu spacerkiem.
Drugi dzień przynajmniej przywitał nas słoneczkiem. Ślub miał zacząć się o 15:00 więc krzątaliśmy się do tego czasu, większość minęła na przygotowaniach. Po ślubie, godzinne reception bez Państwa młodych bi Ci tak jak i w Polsce pojechali na zdjęcia. Przystawka, przemówienia, obiadek, przemówienia, deser, przemówienia.....on and on and on and on... żartuję - ale trwało to długo, dla niektórych, za długo. Tak też zleciało do 2 rano i zmyliśmy się do domu. Z tego doświadczenia mogę powiedzieć, że Norwegowie to strasznie miły i otwarty naród ale niestety nie wiem czy to tak zawsze i dla wszystkich czy czuli się zobligowani bo niby rodzina. Każdy zachwycał się Krakowem, trochę aż mi było głupio, że nie dostrzegam tego wszystkiego co oni dostrzegają kiedy tutaj przyjeżdżają.